Co zadziało się w AdWords w kwietniu? Jakie zmiany dla reklamodawców szykuje Google? Zapraszamy na nasze podsumowanie ostatnich nowości dla branży SEM.
Dłuższe reklamy DSA
Zalety dynamicznych reklam w wyszukiwarce są doskonale znane wszystkim reklamodawcom jako źródło dobrze konwertującego ruchu i uzupełnienie standardowych kampanii reklam tekstowych opartych na słowach kluczowych. Dynamicznie dodawane nagłówki w zależności od wyszukiwań i automatycznie generowana strona docelowa w tych formatach zwiększa ich trafność – do kierowania reklam wykorzystywana jest treść samej witryny, stąd są szczególnie korzystne dla rozbudowanych witryn z dużą ilością asortymentu. W kwietniu doczekaliśmy się wreszcie nowej, rozszerzonej wersji Dynamic Search Ads – w ślad za ubiegłorocznym wydłużeniem treści reklam standardowych. A dłuższy komunikat marketingowy często oznacza wyższe CTR-y i większą sprzedaż, o czym wielu z nas zdążyło się już przekonać.
Dotychczas reklamy DSA liczyły sobie dwie linie tekstu po 35 znaków, plus oczywiście nagłówek generowany dynamicznie, wyświetlany URL oraz końcowy URL – dynamicznie wybraną stronę docelową.
Nowe, rozszerzone reklamy dynamiczne składają się z dynamicznie wybranej strony docelowej, generowanego dynamicznie nagłówka , dynamicznie generowanego wyświetlanego URL oraz pola tekstowego o długości 80 znaków:
Ulepszone listy odbiorców remarketingu – zapowiedź
Na kontach Google Analytics pojawiła się w kwietniu informacja o automatycznych ulepszeniach list remarketingowych, tak by mogły działać na różnych urządzeniach, podobnie jak obecnie ma to miejsce w AdWords i DoubleClick. Zmiana ta wejdzie w życie 15 maja, ale warto pamiętać już teraz o zweryfikowaniu swojej polityki prywatności i wprowadzeniu odpowiednich zmian, by mieć kontrolę nad gromadzonymi danymi – w celu utworzenia grup odbiorców Google użyje danych od zalogowanych użytkowników i tymczasowo będzie je łączyć z danymi z Google Analytics. W ten sposób możemy docierać z trafniejszymi reklamami do użytkowników, którzy odwiedzili nasza stronę na jednym urządzeniu, a następnie kontynuują wyszukiwanie lub przeglądanie stron na innym – według badań Google może to być aż 60% naszych potencjalnych klientów.
Rozszerzenia cen w wyszukiwarce na komputerach – it’s official
Po okresie testów rozszerzenia cen w formie slidera, znane nam już od ubiegłego roku z reklam na urządzeniach mobilnych, są już dostępne dla wszystkich reklamodawców również w reklamach tekstowych na desktop. Nadal prawdopodobnie testowane są różne formaty tych ulepszeń – np. niekiedy są rozwijane, innym razem statyczne, ale powoli zaczynają się na dobre rozgaszczać w wyszukiwarce. Czy są skuteczne? Zdania w tej kwestii są podzielone i z pewnością każdy sam musi ocenić, na ile ten typ rozszerzeń pozytywnie wpływa na CTR-y i liczbę konwersji. W teorii jednak nie tylko zwiększają one powierzchnię naszej reklamy i sprawiają, że jest ona przychylniej oceniana przez system, ale też pozwalają dotrzeć do najbardziej zdeterminowanych, bliższych decyzji o zakupie klientów, dzięki czemu możemy oszczędzić na „pustych”, niekonwertujących kliknięciach. Tak samo jak w przypadku rozszerzeń cen na urządzeniach mobilnych, musimy jednak pamiętać o bieżącej weryfikacji poprawności danych i aktualizacji cen – jeśli podane w rozszerzeniach kwoty będą niezgodne z faktycznymi, więcej na tym stracimy niż zyskamy.
Ograniczenia na YouTube
Ciekawa informacja ze świata reklam na YouTube: Google wprowadza próg możliwości wyświetlania reklam displayowych towarzyszących filmom – będzie on wynosił 10 tysięcy wyświetleń dla kanału (łączna liczba wyświetleń filmów na kanale). To realizacja polityki promowania jakości treści, która powinna raczej ucieszyć niż zmartwić reklamodawców (choć na początku możemy zaobserwować spadki wyników w kampaniach na YouTube) – ich materiały nie będą się pojawiać przy filmach, które nie służą dobrze wizerunkowi marki (na przykład mało popularnych, słabej jakości, ordynarnych itp.). To rozwiązanie blokujące możliwość monetyzacji kanału ma przede wszystkim zniechęcić osoby zakładające kanał wyłącznie w celach zarobkowych, żerujących często na nieautoryzowanych treściach, a także podnieść poprzeczkę twórcom.
Google Data Studio – wreszcie Polsce… i dla wszystkich
Darmowe narzędzie do wizualizacji danych od Google miało swoją premierę już w 2016 roku, a w ubiegłym miesiącu „dotarło” wreszcie do Polski. Dla wielu marketerów kwiecień był miesiącem zapoznawania się z możliwościami tego rozwiązania – a te, trzeba przyznać, są całkiem interesujące i rozbudowane. Tworzenie estetycznych wykresów, generowanie czytelnych prezentacji w formie dashboardów, automatyzacja raportowania – a wszystko to w oparciu o dane z rozmaitych, wybranych przez nas źródeł (m.in. AdWords, Google Analytics, Arkusze Google, Search Console, TouTube Analytics, przesłany plik). W omówieniach narzędzia Studio Danych Google chwalone jest za elastyczność, funkcjonalność, prostotę obsługi oraz przyjazny interfejs, natomiast stronie wizualnej przygotowywanych za jego pośrednictwem podsumowań nie można nic zarzucić. Dla osób przyzwyczajonych do tradycyjnych rozwiązań, takich jak arkusze w Excelu czy prezentacje w PowerPoint, będzie to być może prawdziwa rewolucja w dziedzinie raportowania wyników pracy. Życzymy dobrej zabawy! https://datastudio.google.com
(Pół)żartem o certyfikacjach
I coś lekkiego na koniec. Pierwszego kwietnia branżowe społeczności online obiegła wiadomość o poważnych zmianach w zakresie zasad certyfikacji Google, które wystraszyły niejednego specjalistę. Rewolucja miała objąć m.in. nowe egzaminy na poziomie zaawansowanym Google Analytics, odświeżenie puli pytań we wszystkich testach, ale przed wszystkim nową formułę zdawania certyfikatów – egzaminy miałyby się odbywać wyłącznie w formie sesji stacjonarnych w biurach Google, pod czujnym okiem egzaminatora, a wynik nie uwzględniałby wartości procentowych. Zapowiedź „wstrząsających” zmian była oczywiście primaaprilisowym żartem (autorstwa Krzysztofa Marca), ale może okazać się pretekstem do ciekawej dyskusji o obecnej randze certyfikatów przyznawanych przez Google Partners i masowej „produkcji” specjalistów zdających egzaminy w sposób często zbyt łatwy i zbyt przyjemny 😉